“Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli” J 20,29c.
Niedziela Bożego Miłosierdzia 11.04.2010 roku.
Trwałem na modlitwie na Mszy Świętej w parafii p.w. Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Łodzi. To tam zawsze po przyjęciu Pana Jezusa mogłem klękać przed obrazem Jezusa Miłosiernego. Tego dnia bardzo mocno przeżywałem Słowa Ewangelii o Świętym Tomaszu, który wraz z uczniami przebywał w wieczerniku, gdzie ponownie, pomimo drzwi zamkniętych przyszedł i stanął pośród nich Zmartwychwstały Jezus. Najbardziej poruszony byłem błogosławieństwem, które Pan Jezus wypowiada po wyznaniu wiary Tomasza: “Uwierzyłeś dlatego, ponieważ Mnie ujrzałeś? Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli” J 20,29b.
Słowa nieustannie dźwięczały mi w uszach, a w sercu prosiłem Jezusa o tak silną wiarę, bym mógł przyjąć to błogosławieństwo. To pragnienie trawiło mnie od wewnątrz. Po siedmiu latach modlitwy o dar małżeństwa przeżywałem czas wyczerpania po niepowodzeniach i doskwierającej samotności. Kolejna szansa ułożenia życia, wydawałoby się, została zmarnowana.
Tego dnia wieczorem patrzyłem w ścianę przy łóżku, leżąc i czekając aż ze zmęczenia usnę. W jednej chwili w moim pokoju rozbłysła światłość, a ja poczułem w sercu wielką miłość, radość, ciepło. W jednym momencie zrozumiałem, że jest to czas spotkania, modlitwy i zerwałem się na kolana. Klęcząc na łóżku patrzyłem przez zamknięte powieki na Światłość. Usłyszałem jak Pan Jezus powiedział: “Możesz już otworzyć oczy”. A ja przez łzy, których płynęło tyle, że spływając po moich kolanach utworzyły kałuże, prosiłem: “Jezu, proszę pozwól mi mieć teraz zamknięte oczy”, a w sercu pokazywałem jak bardzo pragnę Jego błogosławieństwa, o którym mówił w dzisiejszej Ewangelii do Tomasza. Jezus powiedział, że teraz mogę prosić Go o co chcę. Przez chwilę toczyłem ze sobą walkę. W sercu była rodzina, małżeństwo z Weroniką, dzieci. Przypomniał mi się Salomon, który prosi Boga o mądrość (1 Krl 3, 4-15) i powiedziałem: “Jezu, proszę Cię o wielką wiarę, abym przez całe życie, żył wielką wiarą”.
Po chwili poczułem się jakby kładziony do snu. Jeszcze przez chwilę leżałem przeżywając w sercu wielką miłość i szczęście, po czym usnąłem. Rano zerwałem się z łóżka z uśmiechem, który miałem na ustach przez noc całą. Rzuciłem się na kolana i rozpocząłem moją nowennę, która brzmiała: “Jezu, czy to byłeś Ty?”. Odmawiałem ją wszędzie i w różnych momentach, zawsze gdy przyjmowałem Komunię Świętą. Jezus zawsze mi odpowiadał i cierpliwie potwierdzał, że to On, był u mnie tego dnia.
Po trzech miesiącach staliśmy z Weroniką przed Ołtarzem, ślubując sobie miłość, wierność i uczciwość małżeńską i że nie opuścimy Jezusa w nas do śmierci. Rozpoczęła się wielka, nieustająca, cudowna przygoda z Jezusem i Maryją, czym bardzo pragnę dzielić się, aby każdy uwierzył, że Jezus żyje i jest stale z nami.