W Roku Miłosierdzia w przeddzień Święta Miłosierdzia Bożego jechałem drogą do Jeleniej Góry. W sercu przyszła nagle modlitwa: Jezu, jak chcesz abysmy spędzili jutrzejszą Uroczystość? W odpowiedzi zobaczyłem naszą rodzinę jadącą samochodem do Łagiewnik w Krakowie. Ucieszyłem się, a gdy wróciłem do mieszkania i opowiedziałem żonie, też chętnie przystała na taki plan.
Gdy dojechaliśmy na miejsce, zdążyliśmy na Godzinę Miłosierdzia – 15:00, aby w Roku Miłosierdzia, w Niedzielę Miłosierdzia Bożego modlić się z wielką rzeszą pielgrzymów przed Najświętszym Sakramentem na polanie przed Sanktuarium Miłosierdzia Bożego. Byliśmy bardzo szczęśliwi.
Po modlitwie chciałem wejść do Sanktuarium. Udało się nam dotrzeć do przedsionka i tam zostaliśmy jeszcze chwilę na modlitwie. Zrozumiałem, że to czas, w którym mogę ofiarować odpust za zmarłych. Przypomniałem sobie o tacie i wzbudziłem intencję, lecz od razu w odpowiedzi usłyszałem mocno w sercu: “on tu jest”. Dzieci zaczeły się niecierpliwić dość długą modlitwą. Pozbieraliśmy nasze bagaże i ruszyliśmy do auta. Mieliśmy przed sobą drogę powrotną – około 300 km.
Cały czas dźwięczały w mojej głowie słowa: “on tu jest”. Kiedy ruszyliśmy obwodnicą Krakowa, aby dojechać do trasy A4, w pewnym momencie zrozumiałem, że w samochodzie jest z nami mój tata, jakbym w duchu widział, że siedzi na tylnym siedzeniu. Z wiarą zacząłem modlić się, a później mówić w duchu do taty: “zobacz jak piękną, mądrą i kochaną żonę dał mi Bóg, jak wspaniałe są nasze dzieci.”. Usłyszałem głos taty: “wiem, ja wszystko widzę i jestem bardzo szczęśliwy, jestem z ciebie dumny i modlę się za was.”. Łzy lały się ze mnie, moja żona zobaczyła, że coś się ze mną dzieje, ale nie zapytała o nic. W pewnym momencie zobaczyłem jak Aniołowie unoszą tatę do Nieba.
Opowiedziałem wszystko żonie i dzieciom, i chętnie opowiem wszystkim, do których pośle mnie Pan.
Jezus żyje!!! Alleluja, Alleluja, Alleluja!